Zabrzmi to dość paradoksalnie, ale jak wiele nauczyłam się odkąd ukończyłam szkołę. Jak wiele nauczyłam się o życiu, bo tego nikt nas przecież nie uczy. Legenda głosi, że jednym z zadań szkoły ma być przygotowywanie uczniów do dorosłego życia, ale czy to faktycznie w praktyce się sprawdza? Nauczyłam się naprawdę wiele- odkąd wyprowadziłam się z domu, znalazłam swoją pierwszą pracę. Od mojej wyprowadzki minęło zaledwie kilka miesięcy a moja mentalność wtedy a teraz to tak jakby porównywać niebo z ziemią. Byłam zdana na siebie, musiałam radzić sobie kompletnie sama w obcym otoczeniu, bo przecież nikt nie założy za Ciebie konta w banku, nie roześle CV i nie pójdzie na rozmowę kwalifikacyjną. W wielkim skrócie- nikt nie postawi za Ciebie pierwszych kroków w dorosłym życiu, jak nie Ty sam/a.
Początki były bardzo trudne lecz wiele mnie to nauczyło, a nawet rozwinęło. Jestem teraz bardziej odważniejsza, otwarta do ludzi, ale cofnijmy się teraz do wyżej wspomnianej pracy. Pracy w sklepie. Odzieżowym. W galerii handlowej dokładnie. Nie ma co mydlić sobie oczu- praca ta szczytem moich najskrytszych marzeń i ambicji nie jest, ale przecież gdzieś pracować trzeba i ogromnie współczuję osobom, którym dane jest spędzenie reszty życia przy kasie w jakimkolwiek sklepie (oczywiście nie wykluczając, że znajdą się jednostki, którym faktycznie taki rodzaj pracy odpowiada, choć po moim niedużym doświadczeniu śmiem twierdzić, iż ilość takich osób jest znikoma) , a przynajmniej nikt nie wmówi mi, że lepsza taka praca, niż trafienie na studia i możliwość kształcenia się z nadzieją na lepszą przyszłość.Boże drogi, jak dobrze że zdałam maturę i mam szansę w kolejnej rekrutacji trafić na studia, po tytuł naukowy, który wiele osób nazywa "jakimśtam świstkiem niepotrzebnym" i nigdy więcej nie musieć wrócić do pracy w sklepie czy to na kasie, w polu bądź "jakimśtam" magazynie.
Niedługo przed wyborem swojej, że tak pozwolę sobie nazwać "ścieżki życiowej" dyskutowałam na ten temat z wieloma ludźmi- rówieśnikami, bądź trochę starszymi i wiele starszymi osobami i jak wiadomo ile ludzi tyle opinii, jednak pozwolę przytoczyć sobie dwie, które najbardziej zapadły mi w pamięć.
1. ,,Studia kochana, to do niczego nie są Ci potrzebne, nie wiadomo, czy w ogóle Ci się "jakiśtam" śmieszny papierek do czegoś przyda, a zmarnujesz czas. Po studiach i tak nie znajdziesz sobie pracy, ile się teraz słyszy, że wykształcony a pracy nie może znaleźć. Tylko pracując coś osiągniesz, zdobędziesz doświadczenie i to się najbardziej liczy na rynku pracy, a nie "jakaśtam" nauka."
2. ,,Dziewczyno jakie studia, po co? Znajdź pracę, zaczniesz utrzymywać się sama, nie będziesz musiała brać pieniążków od rodziców."
Racja- jakiśtam papierek to tylko formalność i w przyszłości może się okazać "zbędny", ale co w życiu jest pewne?... Nie wiesz co będzie za X lat więc lepiej taki śmieszny papierek mieć, niż nie. Jest szansa, że w przyszłości okaże się, że Twoje studia Ci się nie przydadzą, bo wybierzesz inną ścieżkę, bo w życiu nic nie jest zagwarantowane, ale kto wie, może nawet za dwadzieścia lat Ci się to przydać. Czas, który zainwestowałeś/aś w swój rozwój nigdy nie będzie czasem straconym.
Utrzymywanie się samemu jest bardzo w porządku, ale nie kiedy masz dwadzieścia lat i będziesz zarabiać około dwa tysiące do końca życia, bo nie oszukujmy się bycie zwykłym JAKIMŚTAM sprzedawcą nie wróży świetlanej przyszłości, a "branie" pieniędzy od rodziców kiedy jest możliwość aby pomóc finansowo przy stawianiu pierwszych kroków w dorosłym życiu nie jest niczym złym- poprawcie mnie jeśli się mylę.
Od samych studiów ratują nas jeszcze szkoły policealne, które ofertę edukacyjną mają równie rozmaitą, z której korzysta coraz to więcej osób (a nawet swego czasu i ja uczęszczałam do takiej szkoły (nie)stety był to krótki epizod w moim życiu a jako ciekawostkę mogę dodać, że takie zawody jak technik rachunkowości czy informatyki ma całkowicie zniknąć ze szkół policealnych w przyszłym roku). Studium to jest dobra alternatywa, ale obecnie mamy ogromny wachlarz możliwości i wszystko na wyciągnięcie ręki, więc dlaczego nie spróbować studiów? Mówi się, że szkoła policealna lepsza, bo przecież tak bardzo liczy się praktyka- owszem, ale popatrzmy trochę szerzej, trochę bardziej w przyszłość:
Jest Pani X i Pani Y, Pani X ukończyła dwuletnią szkołę policealną z tytułem technika rachunkowości, a Pani Y studiowała pięć lat ekonomię, otrzymała tytuł magistra i zasiadła w biurze tuż obok Pani X i obie zarabiają przykładową miesięczną stawkę 2 800 zł brutto (bo nie wiem ile zarabiają początkujący ekonomiści). Faktycznie na ten moment marnie to wygląda, Pani magister i Pani technik ścieżki zeszły się, ale spokojnie. Mija rok, mijają dwa lata, mijają trzy lata. O! Pani Y dostała awans. Mija kolejne dwa lata i Pani Y dostała kolejną podwyżkę, a co z Panią X? Dalej na tym samym stanowisku?
Mimo, że praktyka jest ważna, to da się ją wypracować, a papierek- fakt, to tylko formalność, ale jednak w przyszłości może mieć duże znaczenie. Nie jestem po studiach więc nie mam pojęcia jak to wygląda od podszewki, ale takiego jestem przekonania.
Uczcie się, bo tylko to nas ratuje... Gdyby nie matematyka, z którą swoją drogą nigdy dobrze nie żyłam, to właśnie byłabym w połowie pierwszego roku studiów, ale szczerze- nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Miałam szansę zachłysnąć się "dorosłym życiem na własną rękę" tak bardzo, że chciałabym wrócić do czasów kiedy byłam przekonana, że mój św. chomik zacznie mówić o północy w świąteczną noc, żeby ta cała "dorosłość" była daleką przyszłością.
Teraz wiem, że na studia na pewno chcę iść, nawet z uwagi na to, że już widzę, że stoję w miejscu z nauką. Bardzo niekomfortowe uczucie i czuję, że zakończenie nauczania w wieku dziewiętnastu lat to chyba za wcześnie, jednak zaczęłam czytać dużo książek, żeby się tak bardzo nie odmóżdżać, bo czuję, że naprawdę mi tego brakuje.
Nie wiem w jak bardzo złym świetle postawiłam chodzenie do pracy, bo nie jest tragicznie, bo pracować bardzo lubię, ale jednak jeśli stoicie przed wyborem studia a praca, to przysięgam, że nie ma nad czym się zastanawiać. Nie chcę generalizować... Wiem, że do takich zawodów jak murarz czy spawacz żadne studia potrzebne nie są, ani żadne magisterium kosmetologii aby w przyszłości malować ładne wzorki na paznokciach koleżanek, ale wiem, że znajdą się osoby po liceum lub technikum, które będą stały przed "co teraz?". Słuchajcie siebie, jeśli macie możliwość kształcenia się- go for it, do pracy w JAKIMŚTAM sklepiku zawsze możecie się zatrudnić, ale czy w świecie tak ogromnych możliwości jest to cel?