3 lutego 2019

Studia są passé


Zabrzmi to dość paradoksalnie, ale jak wiele nauczyłam się odkąd ukończyłam szkołę. Jak wiele nauczyłam się o życiu, bo tego nikt nas przecież nie uczy. Legenda głosi, że jednym z zadań szkoły ma być przygotowywanie uczniów do dorosłego życia, ale czy to faktycznie w praktyce się sprawdza? Nauczyłam się naprawdę wiele- odkąd wyprowadziłam się z domu, znalazłam swoją pierwszą pracę. Od mojej wyprowadzki minęło zaledwie kilka miesięcy a moja mentalność wtedy a teraz to tak jakby porównywać niebo z ziemią. Byłam zdana na siebie, musiałam radzić sobie kompletnie sama w obcym otoczeniu, bo przecież nikt nie założy za Ciebie konta w banku, nie roześle CV i nie pójdzie na rozmowę kwalifikacyjną. W wielkim skrócie- nikt nie postawi za Ciebie pierwszych kroków w dorosłym życiu, jak nie Ty sam/a. 
Początki były bardzo trudne lecz wiele mnie to nauczyło, a nawet rozwinęło. Jestem teraz bardziej odważniejsza, otwarta do ludzi, ale cofnijmy się teraz do wyżej wspomnianej pracy. Pracy w sklepie. Odzieżowym. W galerii handlowej dokładnie. Nie ma co mydlić sobie oczu- praca ta szczytem moich najskrytszych marzeń i ambicji nie jest, ale przecież gdzieś pracować trzeba i ogromnie współczuję osobom, którym dane jest spędzenie reszty życia przy kasie w jakimkolwiek sklepie (oczywiście nie wykluczając, że znajdą się jednostki, którym faktycznie taki rodzaj pracy odpowiada, choć po moim niedużym doświadczeniu śmiem twierdzić, iż ilość takich osób jest znikoma) , a przynajmniej nikt nie wmówi mi, że lepsza taka praca, niż trafienie na studia i możliwość kształcenia się z nadzieją na lepszą przyszłość.
Boże drogi, jak dobrze że zdałam maturę i mam szansę w kolejnej rekrutacji trafić na studia, po tytuł naukowy, który wiele osób nazywa "jakimśtam świstkiem niepotrzebnym" i nigdy więcej nie musieć wrócić do pracy w sklepie czy to na kasie, w polu bądź "jakimśtam" magazynie.
Niedługo przed wyborem swojej, że tak pozwolę sobie nazwać "ścieżki życiowej" dyskutowałam na ten temat z wieloma ludźmi- rówieśnikami, bądź trochę starszymi i wiele starszymi osobami i jak wiadomo ile ludzi tyle opinii, jednak pozwolę przytoczyć sobie dwie, które najbardziej zapadły mi w pamięć.

1. ,,Studia kochana, to do niczego nie są Ci potrzebne, nie wiadomo, czy w ogóle Ci się "jakiśtam" śmieszny papierek do czegoś przyda, a zmarnujesz czas. Po studiach i tak nie znajdziesz sobie pracy, ile się teraz słyszy, że wykształcony a pracy nie może znaleźć. Tylko pracując coś osiągniesz, zdobędziesz doświadczenie i to się najbardziej liczy na rynku pracy, a nie "jakaśtam" nauka."
2. ,,Dziewczyno jakie studia, po co? Znajdź pracę, zaczniesz utrzymywać się sama, nie będziesz musiała brać pieniążków od rodziców."
Racja- jakiśtam papierek to tylko formalność i w przyszłości może się okazać "zbędny", ale co w życiu jest pewne?... Nie wiesz co będzie za X lat więc lepiej taki śmieszny papierek mieć, niż nie. Jest szansa, że w przyszłości okaże się, że Twoje studia Ci się nie przydadzą, bo wybierzesz inną ścieżkę, bo w życiu nic nie jest zagwarantowane, ale kto wie, może nawet za dwadzieścia lat Ci się to przydać. Czas, który zainwestowałeś/aś w swój rozwój nigdy nie będzie czasem straconym.
Utrzymywanie się samemu jest bardzo w porządku, ale nie kiedy masz dwadzieścia lat i będziesz zarabiać około dwa tysiące do końca życia, bo nie oszukujmy się bycie zwykłym JAKIMŚTAM sprzedawcą nie wróży świetlanej przyszłości, a "branie" pieniędzy od rodziców kiedy jest możliwość aby pomóc finansowo przy stawianiu pierwszych kroków w dorosłym życiu nie jest niczym złym- poprawcie mnie jeśli się mylę.

Od samych studiów ratują nas jeszcze szkoły policealne, które ofertę edukacyjną mają równie rozmaitą, z której korzysta coraz to więcej osób (a nawet swego czasu i ja uczęszczałam do takiej szkoły (nie)stety był to krótki epizod w moim życiu a jako ciekawostkę mogę dodać, że takie zawody jak technik rachunkowości czy informatyki ma całkowicie zniknąć ze szkół policealnych w przyszłym roku). Studium to jest dobra alternatywa, ale obecnie mamy ogromny wachlarz możliwości i wszystko na wyciągnięcie ręki, więc dlaczego nie spróbować studiów? Mówi się, że szkoła policealna lepsza, bo przecież tak bardzo liczy się praktyka- owszem, ale popatrzmy trochę szerzej, trochę bardziej w przyszłość:
Jest Pani X i Pani Y, Pani X ukończyła dwuletnią szkołę policealną z tytułem technika rachunkowości, a Pani Y studiowała pięć lat ekonomię, otrzymała tytuł magistra i zasiadła w biurze tuż obok Pani X i obie zarabiają przykładową miesięczną stawkę 2 800 zł brutto (bo nie wiem ile zarabiają początkujący ekonomiści). Faktycznie na ten moment marnie to wygląda, Pani magister i Pani technik ścieżki zeszły się, ale spokojnie. Mija rok, mijają dwa lata, mijają trzy lata. O! Pani Y dostała awans. Mija kolejne dwa lata i Pani Y dostała kolejną podwyżkę, a co z Panią X? Dalej na tym samym stanowisku?
Mimo, że praktyka jest ważna, to da się ją wypracować, a papierek- fakt, to tylko formalność, ale jednak w przyszłości może mieć duże znaczenie. Nie jestem po studiach więc nie mam pojęcia jak to wygląda od podszewki, ale takiego jestem przekonania.
Uczcie się, bo tylko to nas ratuje... Gdyby nie matematyka, z którą swoją drogą nigdy dobrze nie żyłam, to właśnie byłabym w połowie pierwszego roku studiów, ale szczerze- nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Miałam szansę zachłysnąć się "dorosłym życiem na własną rękę" tak bardzo, że chciałabym wrócić do czasów kiedy byłam przekonana, że mój św. chomik zacznie mówić o północy w świąteczną noc, żeby ta cała "dorosłość" była daleką przyszłością.
Teraz wiem, że na studia na pewno chcę iść, nawet z uwagi na to, że już widzę, że stoję w miejscu z nauką. Bardzo niekomfortowe uczucie i czuję, że zakończenie nauczania w wieku dziewiętnastu lat to chyba za wcześnie, jednak zaczęłam czytać dużo książek, żeby się tak bardzo nie odmóżdżać, bo czuję, że naprawdę mi tego brakuje.
Nie wiem w jak bardzo złym świetle postawiłam chodzenie do pracy, bo nie jest tragicznie, bo pracować bardzo lubię, ale jednak jeśli stoicie przed wyborem studia a praca, to przysięgam, że nie ma nad czym się zastanawiać. Nie chcę generalizować... Wiem, że do takich zawodów jak murarz czy spawacz żadne studia potrzebne nie są, ani żadne magisterium kosmetologii aby w przyszłości malować ładne wzorki na paznokciach koleżanek, ale wiem, że znajdą się osoby po liceum lub technikum, które będą stały przed "co teraz?". Słuchajcie siebie, jeśli macie możliwość kształcenia się- go for it, do pracy w JAKIMŚTAM sklepiku zawsze możecie się zatrudnić, ale czy w świecie tak ogromnych możliwości jest to cel?
Czytaj dalej »

25 września 2017

Ksiądz rzucał w ludzi opłatkiem na spowiedzi!



Wiara jest jedną z największych wartości każdego człowieka. Nadaje sens życiu człowieka wierzącego, kształtuje Go. Bóg jest jeden i wszystkie wyznania chrześcijańskie powinny do Niego prowadzić. Dziś jednak zahaczę o dwie z nich, mam na myśli protestantyzm (wiarę ewangelicką) oraz katolicyzm.
Będąc wyznania ewangelickiego od dziecka miałam łagodnie mówiąc przerąbane wśród rówieśników, koleżanek i kolegów w szkole.  Za każdym razem gdy zmieniałam szkołę (podstawówka>gimnazjum>liceum) czy zmieniał mi się nauczyciel religii katolickiej w szkole, musiałam mówić o tym, że nie jestem wiary katolickiej itp. i było dla mnie za każdym razem stresujące. Cisza w klasie, wszystkie oczy na mnie. Ludzie siedzący w ławkach patrzyli na mnie jak gdybym była wyznawcą islamu chowającą w swojej szkolnej torebce zamiast książek to tykającą bombę, poważnie, cholernie głupie uczucie...

Wrzesień, 2012 rok, pierwsza gimnazjum, pierwsza lekcja religii z nową klasą. 

Była przerwa, razem z przyjaciółką czekałyśmy pod klasą aż zadzwoni dzwonek na lekcję. Byłam trochę zestresowana, ponieważ wiedziałam, że znowu będę musiała nadmienić przy klasie, że nie będę aktywnie brała udziału w lekcjach religii. Okej, tutaj możecie pomyśleć, że bez przesady, przecież to nic takiego. Dla mnie to było coś naturalnego, że ludzie się od siebie różnią nie tylko wyglądem, ale tu ciągle chodziło o ten wzrok, który czułam na sobie kiedy wspominałam coś, że nie jestem katolickiego wyznania. Uwierzcie mi, że to nic przyjemnego kiedy jako dziecko (w podstawówce) czujecie się jak człowiek innej cywilizacji, tylko przez to, że dzieci nie są dobrze poinformowane, że nie są uświadomione, ale do tego wrócę później.
[...] Zadzwonił dzwonek, wszyscy weszli do klasy i zajęli miejsca w ławkach. Ksiądz prowadzący lekcję przeprowadził tzw. lekcję organizacyjną. Każdy z osobna, po kolei miał za zadanie wstać, przedstawić się i powiedzieć z jakiej jest parafii. Przyszła kolej na mnie. Trochę niepewnie powiedziałam, że jestem innego wyznania i usłyszałam krzyk z ostatniej ławki. " HA! ATEISTKA? NIEE, KOCIA WIARA!" - przy tym ta niezręczna cisza i wzrok całej klasy.

Kilka miesięcy minęło, kiedy kolega z ostatniej ławki krzyczące przeróżne "obelgi" w moją stronę zakończył swoje błazenady, wtedy księdzu przyszło na myśl, aby przeprowadzić lekcję na temat religii ewangelickiej (tłumacząc jakie są różnice, jakie są podobieństwa między protestantyzmem a katolicyzmem itp.) Muszę przyznać, pomysł bardzo fajny, pomyślałam, że może teraz ludzie chociaż po części zrozumieją. Oj nie, myliłam się. Moja nadzieja na normalne spędzanie czasu w szkole bez żadnych przykrych sytuacji prysnęła w momencie kiedy ksiądz powiedział całej klasie, że w kościele ewangelickim ksiądz na spowiedzi miesza opłatek z winem, robi miksturę, a później strzela tym z łyżki w ludzi, którzy chcą przystąpić do spowiedzi (autentycznie, tak powiedział przy czym jest to kompletny farmazon, komu normalnemu to w ogóle przyszło na myśl, albo lepiej- jaki człowiek o zdrowych zmysłach opowiada takie rzeczy dzieciom, tym bardziej wiedząc jaka jest sytuacja, nawet nie, że jest taka sytuacja- kto w ogóle w takie coś wierzy i jeszcze opowiada!?) To ja się nie dziwię, że niektóre dzieci negują religie inne od swojej jak słyszą coś takiego od księdza, który jest osobą wiarygodną, a przynajmniej powinien być. No cóż, chciał dobrze, ale wyszło jak zawsze.
''AAA, BO WY NIE WIERZYCIE W MARYJĘ" - W religii ewangelickiej nie uznaje się za świętych ludzi, ani nie modli się do ludzi. Tak samo jest z Maryją. Wierzymy, że była, ale jest człowiekiem, więc nie jest uznawana za świętą. Protestanci modlą się tylko i wyłącznie do Boga - ot cała filozofia.
W kościele ewangelickim nie istnieje spowiedź słowna. A wygląda to tak, że osoby chcące przystąpić do spowiedzi podchodzą do ołtarza, ksiądz częstuje ich opłatkiem następnie winem i wszyscy z powrotem zasiadają do ławek. (Ogólnie rzecz biorąc, jeżeli ktoś chciałby zobaczyć jak wygląda to w praktyce polecam przejść się do kościoła ewangelickiego).
Ksiądz a Pastor- W kościele ewangelickim jest pastor, ale i tak w praktyce wszyscy częściej zwracają się "na ksiądz", bo to żaden grzech, ani nikomu to nie ujmuje. Pastor od księdza różni się tym, że pastor może mieć żonę i dzieci. Kobieta też może zostać pastorem na takich samych zasadach, które ma mężczyzna.
Konfirmacja- to taka komunia, tylko, że jest w drugiej klasie gimnazjum, a nie drugiej klasie podstawówki. Nie ma czegoś takiego jak bierzmowanie. Po konfirmacji otrzymujemy takie same przywileje, jak osoby po bierzmowaniu, oprócz tego, że nie nadajemy sobie kolejnego imienia.

Z tematem może trochę nie trafiłam, bo wiem, że dla większości młodych osób są one nudne, ale uważam takie notki są potrzebne i nie może tego tematu zabraknąć na moim blogu. Nieskromnie dodam, że uważam, że każdy powinien przeczytać tego posta, ponieważ wiele ludzi ma mały zakres wiedzy w tym temacie, co może być raniące dla osób innego wyznania  w wielu nawet codziennych sytuacjach, np. tej w której kiedyś znalazłam się ja.
Chłopak, który wykrzykiwał te dziwne rzeczy i ksiądz, który opowiadał farmazony na temat religii, o której nie ma pojęcia- to wszystko bierze się z niewiedzy, ale skąd młode pokolenie ma coś o tym wiedzieć, kiedy przychodzi na lekcje religii ksiądz opowiadający młodzieży o pastorze bombardującym wierzących papką z opłatka i wina przy spowiedzi...
Czytaj dalej »

25 grudnia 2016

Są ludzie lepsi i gorsi

''Masz ładną buzię, ale nic do powiedzenia''
- The 1975


Powiem wprost- dla mnie nie ma nic bardziej pociągającego jak znajomość ortografii, interpunkcji, bogatego słownictwa. Chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? Najpierw zaprzyjaźnij się ze słownikiem! Ja jestem osobą zdrową, nie mam na nic alergii, z wyjątkiem głupoty.
 To jak wyglądamy ma znaczenie, nasz ubiór czy nawet makijaż (w przypadku dziewczyn) jest naszą wizytówką, a jak ktoś wam kiedyś powiedział, że to nie ma znaczenia to kłamał, bo patrząc na wygląd, widzimy z kim mamy do czynienia, a ludzie są wzrokowcami więc chcąc nie chcąc nawet nieświadomie po wyglądzie oceniamy innych.
 Tak jak wspomniałam wcześniej- wygląd jest ważny, ale nie najważniejszy staje się wtedy gdy wchodzimy w interakcję (trudne słowo, zapiszcie sobie) z daną jednostką.
Mianowicie przechodząc do meritum tematu- miałam kiedyś koleżankę (no właśnie- kiedyś), która "miała ładną buzię, ale nic do powiedzenia". Z twarzy hmm, niczym fotomodelka z pierwszych stron kolorowych pisemek typu Glamour, albo jeszcze lepiej- VOUGE, a figura, lekko podchodząca pod Kim Kardashian (mało brakowało a Złotowłosa musiałaby wykupywać dwa miejsca siedzące w autobusie). No więc tak, to, że była całkiem ładna, to już wiemy, ale co dalej? Właśnie tu jest największy problem. Jej poziom inteligencji był... Chwila, jakiej inteligencji? Za grosz inteligencji, zero szacunku do kogokolwiek (oprócz niej samej), egoizmem od niej najzwyczajniej w świecie śmierdziało, a jak zaczęła mówić- to ja nie mam pytań! "Łał, ale ja mam super tyłek, prawie jak KAJLI DŻENER, kupiłam sobie nowy podkład z KOBO, Deynn mówiła na snapie, że najlepszy! Ojej jak ja dzisiaj pięknie wyglądam, aż sama nie dowierzam, a ty... Mogłaś się dzisiaj lepiej ubrać, Ty chcesz wyjść tak na miasto? (trzy dni później kupiła sobie tą samą kurtkę, którą miałam ja i jeszcze wtedy twierdziła, że jest paskudna). Mów wolniej, bo ja nie rozumiem co Ty mówisz kiedy używasz takich mądrych słów" (serio, to są teksty, które słyszałam na co dzień).
Tu nie chodzi o to, żeby kogoś zwyzywać od góry do dołu, chociaż osobiście uważam, że głupotę trzeba tępić i wyśmiewać, a dziewczynie przydałoby się kupić słownik zamiast kolejnych kolorowych lakierów z Semilaca. Chodzi głównie o to, aby wam pokazać, że nie ma ludzi lepszych ani gorszych, są tylko Ci którzy są egoistyczni, zapatrzeni w siebie i chcą sprawić abyś czuła się gorzej, bo najwyraźniej niepewnie czują się sami ze sobą. Świata nie zbawię, ludzie szufladkowali, szufladkują i szufladkować pewnie będą nieważne ile linijek tekstu napisałabym o tym ja czy ktokolwiek inny. Smutne, ale nie dajcie się zmieszać z błotem i wmówić, że jesteście nikim tylko dlatego, że ktoś jest po prostu głupi.
Co z tego, że nie masz ust pomalowanych najnowszą pomadką KAJLI DŻENER, co z tego, że nie masz butów z nike i brazylijskich pośladków a Twój profil na instagramie nie liczy milionów obserwacji? Jak jesteś w porządku i masz dobre serce, to się dogadamy! Pięknym wyglądem przyciągniesz uwagę ludzi, ale głupotą ich przy sobie nie zatrzymasz.
Nie czuj się gorszy, bo nie jesteś. Nie ma ludzi lepszych i gorszych.

Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia